Witajcie! Zapraszam do przeczytania kolejnej notki. Wzięłam sobie do serca kilka Waszych uwag ("ściana tekstu", długość notki) i mam nadzieję, że tym razem będzie ok.
Od dziecka uwielbiam bajki. Głównie z wytwórni Disneya, ale nie tylko. Mam w domu całkiem pokaźną kolekcję kaset, które razem z siostrą i kuzynką oglądałyśmy po kilka, a nawet i po kilkanaście razy. Uczyłyśmy się na pamięć charakterystycznych tekstów, śpiewałyśmy piosenki oraz wymyślałyśmy gry nawiązujące do znajomości naszych ulubionych filmów. Oglądanie bajek było jedną z naszych głównych rozrywek, szczególnie wieczorami, lub w zimne, deszczowe dni, kiedy nie można było szaleć na dworze. Wciąż jestem do nich mocno przywiązana i chętnie do nich wracam kiedy tylko znajdę na to czas. Zawsze uważałam też, że bajki Disneya są najlepsze! Uwielbiałam ich musicalowy charakter, księżniczki i ich królewiczów, po prostu wszystko! A jedną z moich ulubionych bajek był zdecydowanie Aladyn. Miałyśmy w domu wersję z lektorem, więc jestem przyzwyczajona do głosów oryginalnych aktorów. Piosenki, mimo że nie rozumiałam w dzieciństwie tekstów bardzo mi sie podobały, a sam wygląd animacji... Mimo słabej, „kasetowej” jakości, był dziełem sztuki. Żywe kolory, postaci o prawdziwych wyrazach twarzy. Ta bajka potrafiła zaczarować. Oprócz niej posiadałam również w kolekcji kolejną część: „Aladyn i król złodziei”. Nie była może aż tak świetna, jak pierwsza, ale wciąż zabawna, interesująca i wyglądająca cudownie. Zawsze tylko mnie zastanawiało, jak to się stało, że nagle wszyscy przyjaźnią się z Jago? Przecież, to zły bohater! Jednak bardzo nie zaprzątałam sobie tym głowy. Wtedy jeszcze takie drobiazgi nie spędzały mi snu z powiek.
Dopiero przed
sylwestrem 2007/08 dowiedziałam się, że jest jeszcze jedna część Aladyna, a
mianowicie: „Aladyn: Powrót Dżafara”. Znalazłyśmy ten film w wypożyczalni i
długo nie musiałyśmy się zastanawiać. Od razu wiedziałyśmy, co będziemy oglądać
w sylwestrową noc. Wrażenia? Głównie rozczarowanie i niedowierzanie. W mojej
głowie wciąż kołatało: jak DISNEY mógł wyprodukować takie coś? To w ogóle ma
prawo nosić miano filmu pełnometrażowego?! Kto to rysował?! Bajka wydawała mi
się tak płaska, bezbarwna i głupia, że uznałam, że... muszę obejrzeć ją
ponownie. Zwyczajnie nie wierzyłam, że to się zdarzyło naprawdę. Miałam
wrażenie, że obrazy, które mam w głowie, to coś, co sama wygenerowałam. Jako że
zostało jeszcze nieco czasu do oddania filmu do wypożyczalni, wprowadziłam plan
w życie. Wrażenia? Gniew. Nieposkromiona wściekłość na wytwórnię która
wyprodukowała tak piękne rzeczy oraz to coś. Postanowiłam już nigdy nie mieć
nic wspólnego z tą „bajką”, a na każde jej wspomnienie moja wściekłość
wybuchała na nowo.
Minęło siedem
lat. Założyłam bloga i przyszło mi do głowy, że może warto podzielić się z kimś
moimi odczuciami. Może ostrzec przed niechybną stratą czasu? Ale musiałabym
obejrzeć film po raz kolejny, by móc o nim odpowiednio mówić. Nie mogę przecież
opierać się na niejasnych wspomnieniach i uprzedzeniach. Wszystko we mnie
sprzeciwiało się temu pomysłowi. Dosłownie żołądek mi się skręcał. Ale zrobiłam
to. Wrażenia?
Za trzecim razem stwierdziłam po prostu, że
bajka jest zwyczajnie nudna. Owszem jest kilka poważniejszych zarzutów, ale
kogo to właściwie obchodzi. Zaczęłam nawet pisać notkę na bloga, ale nie
potrafiłam znaleźć inspiracji. To było aż tak bezbarwne.
Minęło kilka
tygodni, zaczęły się egzaminy, zaliczenia. Nie było czasu nawet myśleć o
pisaniu. W końcu trafiła mi się chwilka wolnego (no powiedzmy, że mam wolne) i
pomyślałam: może jeśli obejrzę tę bajkę ponownie z dubbingiem (za trzecim razem miałam do dyspozycji
oryginał) dostrzegę to, co tak denerwowało mnie te siedem lat temu? Może na tym
polegał problem? I tak, po raz czwarty obejrzałam Powrót Dżafara, w nadziei na
inspirację. I, borze wszechlistny, nie myliłam się.
Myślę, że
powinnam zacząć od kreacji głównego bohatera. Powiem wprost. Aladyn w tej części
to totalny dupek, a miejscami nawet kretyn. Kiedy tylko myślę o nim mam ochotę
coś rozwalić. Ale po kolei. Pojawia się już na samym początku bajki, gdy
odbiera Abismalowi (hersztowi złodziejskiej bandy) jego łup, a następnie
rozdaje go biednym. Można by rzec, że to bardzo ładnie z jego strony. Nie dość,
że dokuczył złodziejom, to jeszcze wspomógł potrzebujących. Jest w tym trochę
racji, ale mam pewne zastrzeżenia:
1)
Skoro Aladyn znał kryjówkę złodziei, to jako
narzeczony księżniczki, prawdopodobnie przyszły sułtan, powinien raczej zgłosić
ten fakt i razem ze strażą zorganizować zasadzkę, a następnie pojmać
złoczyńców, by nie mogli dokonywać więcej zbrodni. Ale nie, lepiej tylko zabrać
im obecny łup i zrzucić na ulice Agrabahu, a to prowadzi do kolejnego punktu.
2)
Takie zachowanie generuje pewne problemy. Po
pierwsze mogą powstać zamieszki, w których ludzie zaczną walczyć o skarby, a po
drugie, KTOŚ MÓGŁ ZGINĄĆ! Rzucając balonem z wodą z wysokości można kogoś
zabić, a co dopiero złotym berłem!
3)
Jednak nie wszystkie klejnoty trafiły do
biednych. Kwiatek ze złota i szlachetnych kamieni Al zostawił dla Dżasminy. I
to chyba był powód, dla którego nie wpadł na pomysł, by pojmać złodziei, tylko
samemu ich okraść. Byli dla niego idealnym źródłem, z którego mógł do woli
czerpać dary dla ukochanej! Prawdziwy Aladyn nigdy by czegoś takiego nie
zrobił.
4)
Kolejną rzeczą jest fakt, że przecież te rzeczy
pierwotnie do kogoś należały. Aladyn dysponując wedle woli kradzionym towarem
pozbawia dóbr, kogoś innego. I może powiecie, że te pieniądze pewnie należały
do jakiegoś bogacza, który nawet nie zauważył ich straty, albo sam je wcześniej
ukradł. Ale to nie ma znaczenia, bo przecież nie wiemy skąd pochodziły, mogły
równie dobrze być skradzione komuś, kto oszczędzał przez całe życie, żeby mieć
na posag dla córki, ale co nas to właściwie obchodzi. I tak najważniejsze to pokazać,
że Aladyn to istny zbawca!
5) I ostatnie to samo zachowanie bohatera podczas
tego wydarzenia. Jest taki zadufany w tym co robi. Taką radością napawa go
poniżenie szajki złodziei, jakby to była jego cotygodniowa rozrywka. A kiedy Dżasmina
dziękuje mu za prezent i stwierdza, że musiał być strasznie drogi, to co mówi
nasz protagonista? „Rozbój w biały dzień”. Ha, ha, ha. A następnie robi tę
minę! Minę, która prześladowała mnie przez wszystkie te lata.
dodatkowo ten idiota bardzo okropnie faluje tu brwiami nie wiem do kogo on strzela tą miną ale mam nadzieję, że nie do mnie |
W ogóle
zachowanie Aladyna wydaje się być zupełnie nieprawdopodobne. Kiedy Dżasmina
chwali go, wspominając wydarzenia z pierwszego filmu i nazywa bohaterem, jaka
jest jego reakcja? „Cały ja”! Tak, oto nasz sympatyczny i empatyczny bohater!
To jego szczycenie się własną osobą i zachowania na granicy moralności szokuje
szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w pierwszej części był
przedstawiony jako osoba o idealnym wręcz charakterze. Inaczej nie mógłby wejść
do jaskini ze skarbami, bez pożarcia przez strażnika!
błagam niech ktoś zetrze mu ten głupawy uśmieszek z twarzy :( |
Następnie mamy
Dżasminę, która w tej części jest całkowicie wyzuta z charakteru. Co się stało
z tą dziewczyną, która odważyła się samotnie pójść w świat, byle tylko móc
zacząć żyć? Co z tą kobietą, która w decydującym momencie, mimo przerażenia,
skutecznie udaje poddanie się czarowi miłości do Dżafara? Jak ktokolwiek mógł
zrobić z niej tak pustogłową idiotkę? Szczególnie w polskim dubbingu. I
naprawdę nie mam nic przeciwko Oldze Bończyk (uwielbiam ją na przykład w
„Księżniczce łabędzi”), ale tu sprawia, że Dżasmina brzmi jak kompletna mimoza.
Oto przykłady jej inteligencji:
1) Aladyn wręcza jej bardzo drogi prezent. Ona
oczywiście jest zachwycona i stwierdza, że musiał kosztować fortunę. Po czym go
całuje i zmienia temat. Wszystko fajnie, tylko szkoda, że nie zastanowiło jej
skąd chłopak nie posiadający żadnych przychodów mógł mieć pieniądze na tak
drogi klejnot.
2)
Kiedy Aladyn postanawia „ukryć” przed nią Jago
(w super-widocznej klatce na środku ogrodu), ta słyszy końcówkę rozmowy.
Alladyn mówi do Jago: „Dopilnuję, żeby się o tobie nie dowiedziała dopóki jej nie przygotuję”
Tu wtrąca się Dżasmina: „Przygotujesz, a na co?”
Moim zdaniem, skoro była tak blisko, by usłyszeć Aladyna, to mógł do niej dotrzeć również głos Jago. Ale jeśli nie, to zdecydowanie miała szansę go zobaczyć.
Alladyn mówi do Jago: „Dopilnuję, żeby się o tobie nie dowiedziała dopóki jej nie przygotuję”
Tu wtrąca się Dżasmina: „Przygotujesz, a na co?”
Moim zdaniem, skoro była tak blisko, by usłyszeć Aladyna, to mógł do niej dotrzeć również głos Jago. Ale jeśli nie, to zdecydowanie miała szansę go zobaczyć.
Widzicie? Stoi dokładnie naprzeciw! Chyba prawdziwe staje się tu zdanie, że miłość przysłania cały świat. |
Wystarczyło wtedy powiedzieć jej: słuchaj, spotkałem Jago na targu, uratował mnie przed zbójami, a w dodatku twierdzi, że był pod wpływem czaru Dżafara, więc warto dać mu szansę na sprawiedliwy sąd zanim go zabijemy.
I po kłopocie! Ale
nie, lepiej bezczelnie stwierdzić, że przecież już raz ją przez to prawie
stracił, więc nie zamierza powtórzyć tego błędu. CZYLI ZDAJE SOBIE SPRAWĘ Z
MOŻLIWYCH KONSEKWENCJI!
3)
Kiedy podczas kolacji prawda jednak wychodzi na
jaw księżniczka odstawia typową scenę pod tytułem: okłamałeś mnie, a ja
myślałam, że się zmieniłeś! Wielki dramat. Tyle, że tak naprawdę wcale nie, bo
chyba nikt nie wierzy, że tych dwoje cokolwiek mogłoby rozdzielić. Poza tym już
w następnej scenie, w której Dżasmina się pojawia problem zostaje magicznie
rozwiązany za pomocą piosenki (klik). A najlepsze jest to, że ona ma całkowite prawo być wściekła. Aladyn nakłamał jej w żywe oczy i to bez konkretnego powodu. Czy naprawdę to ona powinna lecieć do niego w podskokach i jeszcze uciszać, kiedy ten próbuje ją przeprosić?
I jeszcze mój ulubiony wers z wersji polskiej:
"Wieczory sam na sam. Wszystko za nie dam."
Nawet godność własną.
Przyjrzyjmy się
teraz może jednemu z czarnych bohaterów. Poznajemy Abismala już w pierwszej
scenie jako herszta bandy rozbójników. Widzimy, że jest bardzo chciwy, ale
jednocześnie niezwykle głupi (chce zagarnąć dla siebie prawie cały łup, a swoim
ziomkom daje na osłodę jedynie małą sakiewkę do podziału). Im dłużej się nad
tym zastanawiam tym bardziej nieprawdopodobne jest dla mnie jak taki kretyn i
życiowa ofiara zyskała taką pozycję. Moim zdaniem nawet bycie chłopcem na
posyłki mogłoby przerosnąć jego możliwości. Ale jeśli w jakiś sposób już nim
został (odziedziczył stanowisko po ojcu???) to jakim cudem utrzymał przy sobie
tych ludzi? I jak udało mu się uchodzić z życiem? Przecież już od pierwszych
chwil widać, że banda go nienawidzi i życzy mu śmierci. Co ich powstrzymuje?!
Zresztą nawet nie musieli tak koniecznie go zabijać. Wystarczyło po prostu go
poturbować, odebrać skarby i wykopać z kryjówki.
Oto jedna ze
scen, w której dokładnie widać relacje między tymi ludźmi. Są tu też zawarte
chyba najzabawniejsze wypowiedzi (oczywiście padają z ust rozbójników).
Jednak, by
pasować do historii Abismal nie mógł być inny. Bowiem po znalezieniu lampy
Dżafara bez problemu stał się jego marionetką.
I tu dochodzimy
do prawdziwego czarnego charakteru w tej animacji. Dżafar, teraz jako potężny
dżin marzy tylko o tym, by zemścić się na Aladynie. Wykorzystuje Abismala, by
dostać się do Agrabahu i wprowadzić swój niecny plan w życie.
1)
Zmusza Jago, by ten wywabił Sułtana i Aladyna w
umówione miejsce.
2)
Obezwładnia Dżina, który najwyraźniej na
wolności nie jest już tak potężny jak dotychczas (choć i tak wydaje mi się, że
Dżafar, nie powinien mieć większej mocy od kogoś, od kogo ją otrzymał).
3)
Razem z Abismalem atakuje Ala i Sułtana. Aladyna
zostawia bez przytomności. Sułtana ukrywa w lochach razem z Dżasminą, Dżinem,
Abu i Dywanem.
4)
Wrabia Aladyna w morderstwo Sułtana za pomocą
jego podartej czapki i sztyletu w komnacie Aladyna.
5)
Pod postacią Dżasminy wierzy w te absurdalne
dowody i skazuje Aladyna na śmierć (który po odzyskaniu przytomności, od razu
udaje się do pałacu, by poinformować o porwaniu Sułtana. Oczywiście nikt mu nie
wierzy).
Plan choć
trochę dziwny udał się doskonale. I tylko jednej rzeczy Dżafar nie przewidział.
Że osobnik, który robił zawsze wszystko tylko dla własnej korzyści, tym razem
uczyni coś dobrego. Myślał, że dobrze zna swojego dotychczasowego wspólnika,
nawet powiedział mu: "jesteś idealnie przewidywalny. Zepsuty do szpiku kości."
A teraz pora na
pozytywny aspekt tego filmu. Jago. Jest to dla mnie najmniej denerwująca i
najbardziej wiarygodna postać. Jego działania są poparte odpowiednimi
motywacjami. Jego przemiana też nie bierze się znikąd – ujął go fakt, że Aladyn
wstawił się za nim, ryzykując własną skórę – i nie jest natychmiastowa. Czuje
się źle, kiedy wystawia Aladyna Dżafarowi, ale robi to głównie ze strachu, a
przy najbliższej okazji uwalnia Dżina, by naprawić błędy. Ale nawet wtedy nie
staje się kryształowym bohaterem. Kiedy wszyscy ruszają by powstrzymać Dżafara,
poprzez zniszczenie jego lampy (to najwidoczniej zabija dżiny), on sam
stwierdza, że zrobił dość i nie będzie się narażał. To bardzo pasuje do tej
właśnie postaci. I mimo, że jednak wraca i to on strąca lampę do lawy, to i tak
w końcówce filmu cieszy się, że jako bohater może pławić się w luksusie! Chyba
tylko dla niego można jakoś przetrwać przez ten film. Mam nawet wrażenie, że
został on stworzony między innymi po to, by wprowadzić Jago na powrót do
fabuły, bo szkoda było rezygnować z takiej postaci!
To chyba
wszystko jeśli chodzi o bohaterów. Reszta nawet jeśli różniła się od swoich
pierwowzorów, to nie rażąco, więc nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Teraz
przechodzimy do elementu, który od pierwszych sekund sprawił, że nigdy nie
polubię „Powrotu Dżafara”. A mianowicie jest to sposób animacji.
Pierwsza część powstała
w 1992 roku. Wyreżyserowana przez Rona Clementsa i Johna Muskera. I choć fabuła
sama w sobie może być nieco naiwna, czy miejscami mało prawdopodobna, to
wszystkie inne walory rekompensują całkowicie błędy. Muzyka stworzona przez
Alana Menkena doczekała się dwóch Oscarów (za muzykę i piosenkę „A whole new
world”). Rysunek sam w sobie jest naprawdę piękny (przynajmniej według moich
standardów), dopracowany, a kolory żywe.
Trzecią część, "Alladyn i król złodziei" z 1996 roku,
reżyserował Tad Stones. Jest to również
świetna bajka o ciekawej historii i ładnej animacji.
A pomiędzy nimi
mamy "Powrót Dżafara" z 1994 roku (reżyseria
Tad Stones, Toby Shelton, Alan Zaslove). W ciągu dwóch lat animacja z
wspaniałej stała się płaska i bez wyrazu. Kolory są blade. Z resztą, wystarczy
spojrzeć. Oto kilka przykładów, w których można porównać elementy części
pierwszej i drugiej.
oni na serio byli przekonani, że narysowali TAKI SAM dywan? |
Ta animacja
wygląda jakby była zrobiona na chybcika. Jakby twórcy bali się, że nie zdążą
nim zbytnio zmaleje zainteresowanie Aladynem. A może, skoro był to pierwszy
film skierowany od razu do produkcji wideo, stwierdzili, że szkoda na to najlepszych
animatorów? Być może uznali, że dzieci i tak nie odczują różnicy? Cóż, jak dla
mnie każdy z tych prawdopodobnych powodów świadczy tylko o jednym – twórcy mieli
odbiorców zwyczajnie gdzieś.
Podobnie jest z
fabułą. Choć nad scenariuszem pracowało całkiem sporo osób (Mirith J. Colao,
Kevin Campbell, Steve Roberts, Dey Ross, Brian Swenlin, Bill Motz, Bob Roth,
Jan Strnad), to jednak jest on niedopracowany. Konflikty pojawiają się, by już
w następnej chwili zniknąć. Ostateczna walka jest... rozczarowująca. Skoro już
Dżin wpadł na pomysł, by odwrócić uwagę Dżafara poprzez przybranie postaci Ala,
to dlaczego zrezygnował z tego tak szybko? Czemu nie poczekał chociaż do
momentu, w którym prawdziwy Aladyn chociaż dotrze do lampy? Pomijając już fakt,
że w ogóle nie mieli pomysłu na to w jaki sposób tę lampę zniszczyć. Samo
złapanie jej w ręce raczej, by nie pomogło. Potem następuje jakże wygodne
znokautowanie Dżina. Czy coś takiego w ogóle jest możliwe? Przecież to duch o
prawie nieograniczonej, magicznej mocy! W jaki sposób mógłby stracić przytomność?!
No, ale było to niezbędne, by to Jago mógł ostatecznie pokonać Dżafara.
Niestety mimo
ciekawego wątku przemiany duchowej papugi, właściwie cały film jest koszmarnie
nudny. Za każdym razem kiedy go oglądałam nie mogłam spokojnie dotrwać do
końca, mimo, że trwa jedynie 66 minut.
Jeśli chodzi o
obsadę, to skupię się na wersji amerykańskiej. Główni bohaterowie pozostali tu
bez zmian. Jedynie wokalne partie Dżasminy wykonywała Liz Callaway, a nie Lea
Salonga. Istotniejszą zmianą było obsadzenie roli Dżina. Tutaj głosu użyczał mu
Dan Castellaneta, a nie Robin Williams. I choć brzmi podobnie, to jednak nie
jest to dokładnie to samo.
Za muzykę
odpowiedzialny był Mart Watters, chociaż użyto również ścieżek dźwiękowych z
poprzedniej części, napisanych przez Alana Menkena. Powiedzmy, że piosenki są,
przeciętne. Nie są okropne, ale w porównaniu do, na przykład „A whole new world”
wypadają nadzwyczaj słabo.
Podsumowując,
ten film jest zwyczajnie nieinteresujący. A jeśli przejmujecie się takim
drobiazgiem jak zgodność charakterów bohaterów z pierwowzorem, to może wzbudzić
wiele negatywnych emocji. Twórcy traktują swoją publiczność niezwykle
protekcjonalnie. Może gdyby chociaż fabuła była wciągająca, to z pewnością nie
zwróciłabym uwagi na wady w animacji. W tej sytuacji jednak, nie było na czym innym
skupić uwagi.
Moim skromnym
zdaniem ten film jest dla nikogo. Najlepiej trzymajcie się od niego z daleka.
hahaha na pewno nie przekonałaś mnie, żeby do tej bajki wrócić ;p przyznam, że mi jeden kiepski raz z nią wystarczył ;p
OdpowiedzUsuńobawiałam się, że nie poruszysz tematu grafiki :) a podpis pod zdjęciem dywanu na prawdę mnie rozbawił :D
Zastanawia mnie tylko fakt, że bajka ta jednak musiała cieszyć sie popularnością, bo inaczej nie powstałaby trzecia część. No chyba że "Król złodziei" miał być swego rodzaju rekompensatą dla zawiedzionego widza.
Z nieznanych mi przyczyn są osoby, które uważają tę bajkę za dobrą. Wystarczy przejrzeć komentarze na filmwebie. No ale cóż, każdy ma inne wymagania ;)
UsuńAnalizowanie bajek pod kątem spójności i logiki działania bohaterów jest doprawdy ciekawym sposobem na spędzanie czasu :D
OdpowiedzUsuńOczywiście! Szczególnie jeśli powinno się w tym czasie uczyć :)
Usuń