piątek, 17 stycznia 2014

Dlaczego lepiej nigdy nie oglądać drugich części.

Witajcie! Zapraszam do przeczytania kolejnej notki. Wzięłam sobie do serca kilka Waszych uwag ("ściana tekstu", długość notki) i mam nadzieję, że tym razem będzie ok. 



     Od dziecka uwielbiam bajki. Głównie z wytwórni Disneya, ale nie tylko. Mam w domu całkiem pokaźną kolekcję kaset, które razem z siostrą i kuzynką oglądałyśmy po kilka, a nawet i po kilkanaście razy. Uczyłyśmy się na pamięć charakterystycznych tekstów, śpiewałyśmy piosenki oraz wymyślałyśmy gry nawiązujące do znajomości naszych ulubionych filmów. Oglądanie bajek było jedną z naszych głównych rozrywek, szczególnie wieczorami, lub w zimne, deszczowe dni, kiedy nie można było szaleć na dworze. Wciąż jestem do nich mocno przywiązana i chętnie do nich wracam kiedy tylko znajdę na to czas. Zawsze uważałam też, że bajki Disneya są najlepsze! Uwielbiałam ich musicalowy charakter, księżniczki i ich królewiczów, po prostu wszystko! A jedną z moich ulubionych bajek był zdecydowanie Aladyn. Miałyśmy w domu wersję z lektorem, więc jestem przyzwyczajona do głosów oryginalnych aktorów. Piosenki, mimo że nie rozumiałam w dzieciństwie tekstów bardzo mi sie podobały, a sam wygląd animacji... Mimo słabej, „kasetowej” jakości, był dziełem sztuki. Żywe kolory, postaci o prawdziwych wyrazach twarzy. Ta bajka potrafiła zaczarować. Oprócz niej posiadałam również w kolekcji kolejną część: „Aladyn i król złodziei”. Nie była może aż tak świetna, jak pierwsza, ale wciąż zabawna, interesująca i wyglądająca cudownie. Zawsze tylko mnie zastanawiało, jak to się stało, że nagle wszyscy przyjaźnią się z Jago? Przecież, to zły bohater! Jednak bardzo nie zaprzątałam sobie tym głowy. Wtedy jeszcze takie drobiazgi nie spędzały mi snu z powiek.
Dopiero przed sylwestrem 2007/08 dowiedziałam się, że jest jeszcze jedna część Aladyna, a mianowicie: „Aladyn: Powrót Dżafara”. Znalazłyśmy ten film w wypożyczalni i długo nie musiałyśmy się zastanawiać. Od razu wiedziałyśmy, co będziemy oglądać w sylwestrową noc. Wrażenia? Głównie rozczarowanie i niedowierzanie. W mojej głowie wciąż kołatało: jak DISNEY mógł wyprodukować takie coś? To w ogóle ma prawo nosić miano filmu pełnometrażowego?! Kto to rysował?! Bajka wydawała mi się tak płaska, bezbarwna i głupia, że uznałam, że... muszę obejrzeć ją ponownie. Zwyczajnie nie wierzyłam, że to się zdarzyło naprawdę. Miałam wrażenie, że obrazy, które mam w głowie, to coś, co sama wygenerowałam. Jako że zostało jeszcze nieco czasu do oddania filmu do wypożyczalni, wprowadziłam plan w życie. Wrażenia? Gniew. Nieposkromiona wściekłość na wytwórnię która wyprodukowała tak piękne rzeczy oraz to coś. Postanowiłam już nigdy nie mieć nic wspólnego z tą „bajką”, a na każde jej wspomnienie moja wściekłość wybuchała na nowo.
Minęło siedem lat. Założyłam bloga i przyszło mi do głowy, że może warto podzielić się z kimś moimi odczuciami. Może ostrzec przed niechybną stratą czasu? Ale musiałabym obejrzeć film po raz kolejny, by móc o nim odpowiednio mówić. Nie mogę przecież opierać się na niejasnych wspomnieniach i uprzedzeniach. Wszystko we mnie sprzeciwiało się temu pomysłowi. Dosłownie żołądek mi się skręcał. Ale zrobiłam to. Wrażenia?



 Za trzecim razem stwierdziłam po prostu, że bajka jest zwyczajnie nudna. Owszem jest kilka poważniejszych zarzutów, ale kogo to właściwie obchodzi. Zaczęłam nawet pisać notkę na bloga, ale nie potrafiłam znaleźć inspiracji. To było aż tak bezbarwne.

Minęło kilka tygodni, zaczęły się egzaminy, zaliczenia. Nie było czasu nawet myśleć o pisaniu. W końcu trafiła mi się chwilka wolnego (no powiedzmy, że mam wolne) i pomyślałam: może jeśli obejrzę tę bajkę ponownie z dubbingiem  (za trzecim razem miałam do dyspozycji oryginał) dostrzegę to, co tak denerwowało mnie te siedem lat temu? Może na tym polegał problem? I tak, po raz czwarty obejrzałam Powrót Dżafara, w nadziei na inspirację. I, borze wszechlistny, nie myliłam się.


Myślę, że powinnam zacząć od kreacji głównego bohatera. Powiem wprost. Aladyn w tej części to totalny dupek, a miejscami nawet kretyn. Kiedy tylko myślę o nim mam ochotę coś rozwalić. Ale po kolei. Pojawia się już na samym początku bajki, gdy odbiera Abismalowi (hersztowi złodziejskiej bandy) jego łup, a następnie rozdaje go biednym. Można by rzec, że to bardzo ładnie z jego strony. Nie dość, że dokuczył złodziejom, to jeszcze wspomógł potrzebujących. Jest w tym trochę racji, ale mam pewne zastrzeżenia:

1)      Skoro Aladyn znał kryjówkę złodziei, to jako narzeczony księżniczki, prawdopodobnie przyszły sułtan, powinien raczej zgłosić ten fakt i razem ze strażą zorganizować zasadzkę, a następnie pojmać złoczyńców, by nie mogli dokonywać więcej zbrodni. Ale nie, lepiej tylko zabrać im obecny łup i zrzucić na ulice Agrabahu, a to prowadzi do kolejnego punktu.

2)      Takie zachowanie generuje pewne problemy. Po pierwsze mogą powstać zamieszki, w których ludzie zaczną walczyć o skarby, a po drugie, KTOŚ MÓGŁ ZGINĄĆ! Rzucając balonem z wodą z wysokości można kogoś zabić, a co dopiero złotym berłem!

3)      Jednak nie wszystkie klejnoty trafiły do biednych. Kwiatek ze złota i szlachetnych kamieni Al zostawił dla Dżasminy. I to chyba był powód, dla którego nie wpadł na pomysł, by pojmać złodziei, tylko samemu ich okraść. Byli dla niego idealnym źródłem, z którego mógł do woli czerpać dary dla ukochanej! Prawdziwy Aladyn nigdy by czegoś takiego nie zrobił.

4)      Kolejną rzeczą jest fakt, że przecież te rzeczy pierwotnie do kogoś należały. Aladyn dysponując wedle woli kradzionym towarem pozbawia dóbr, kogoś innego. I może powiecie, że te pieniądze pewnie należały do jakiegoś bogacza, który nawet nie zauważył ich straty, albo sam je wcześniej ukradł. Ale to nie ma znaczenia, bo przecież nie wiemy skąd pochodziły, mogły równie dobrze być skradzione komuś, kto oszczędzał przez całe życie, żeby mieć na posag dla córki, ale co nas to właściwie obchodzi. I tak najważniejsze to pokazać, że Aladyn to istny zbawca!

5)            I ostatnie to samo zachowanie bohatera podczas tego wydarzenia. Jest taki zadufany w tym co robi. Taką radością napawa go poniżenie szajki złodziei, jakby to była jego cotygodniowa rozrywka. A kiedy Dżasmina dziękuje mu za prezent i stwierdza, że musiał być strasznie drogi, to co mówi nasz protagonista? „Rozbój w biały dzień”. Ha, ha, ha. A następnie robi tę minę! Minę, która prześladowała mnie przez wszystkie te lata. 

dodatkowo ten idiota bardzo okropnie faluje tu brwiami
nie wiem do kogo on strzela tą miną ale mam nadzieję, że nie do mnie
W ogóle zachowanie Aladyna wydaje się być zupełnie nieprawdopodobne. Kiedy Dżasmina chwali go, wspominając wydarzenia z pierwszego filmu i nazywa bohaterem, jaka jest jego reakcja? „Cały ja”! Tak, oto nasz sympatyczny i empatyczny bohater! To jego szczycenie się własną osobą i zachowania na granicy moralności szokuje szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w pierwszej części był przedstawiony jako osoba o idealnym wręcz charakterze. Inaczej nie mógłby wejść do jaskini ze skarbami, bez pożarcia przez strażnika!


błagam niech ktoś zetrze mu ten głupawy uśmieszek z twarzy :(

Następnie mamy Dżasminę, która w tej części jest całkowicie wyzuta z charakteru. Co się stało z tą dziewczyną, która odważyła się samotnie pójść w świat, byle tylko móc zacząć żyć? Co z tą kobietą, która w decydującym momencie, mimo przerażenia, skutecznie udaje poddanie się czarowi miłości do Dżafara? Jak ktokolwiek mógł zrobić z niej tak pustogłową idiotkę? Szczególnie w polskim dubbingu. I naprawdę nie mam nic przeciwko Oldze Bończyk (uwielbiam ją na przykład w „Księżniczce łabędzi”), ale tu sprawia, że Dżasmina brzmi jak kompletna mimoza. Oto przykłady jej inteligencji:

1)   Aladyn wręcza jej bardzo drogi prezent. Ona oczywiście jest zachwycona i stwierdza, że musiał kosztować fortunę. Po czym go całuje i zmienia temat. Wszystko fajnie, tylko szkoda, że nie zastanowiło jej skąd chłopak nie posiadający żadnych przychodów mógł mieć pieniądze na tak drogi klejnot.

2)      Kiedy Aladyn postanawia „ukryć” przed nią Jago (w super-widocznej klatce na środku ogrodu), ta słyszy końcówkę rozmowy.
Alladyn mówi do Jago: „Dopilnuję, żeby się o tobie nie dowiedziała dopóki jej nie przygotuję”
Tu wtrąca się Dżasmina: „Przygotujesz, a na co?”
Moim zdaniem, skoro była tak blisko, by usłyszeć Aladyna, to mógł do niej dotrzeć również głos Jago. Ale jeśli nie, to zdecydowanie miała szansę go zobaczyć.

Widzicie? Stoi dokładnie naprzeciw!
Chyba prawdziwe staje się tu zdanie, że miłość przysłania cały świat.

Tu jednak Aladyn ma idealną okazję, żeby jednak wyznać prawdę od razu. Szczególnie, kiedy jego ukochana pyta, czy coś jest nie tak i „chyba niczego przede mną nie ukrywasz”.
Wystarczyło wtedy powiedzieć jej: słuchaj, spotkałem Jago na targu, uratował mnie przed zbójami, a w dodatku twierdzi, że był pod wpływem czaru Dżafara, więc warto dać mu szansę na sprawiedliwy sąd zanim go zabijemy.


 I po kłopocie! Ale nie, lepiej bezczelnie stwierdzić, że przecież już raz ją przez to prawie stracił, więc nie zamierza powtórzyć tego błędu. CZYLI ZDAJE SOBIE SPRAWĘ Z MOŻLIWYCH KONSEKWENCJI!

3)      Kiedy podczas kolacji prawda jednak wychodzi na jaw księżniczka odstawia typową scenę pod tytułem: okłamałeś mnie, a ja myślałam, że się zmieniłeś! Wielki dramat. Tyle, że tak naprawdę wcale nie, bo chyba nikt nie wierzy, że tych dwoje cokolwiek mogłoby rozdzielić. Poza tym już w następnej scenie, w której Dżasmina się pojawia problem zostaje magicznie rozwiązany za pomocą piosenki (klik). A najlepsze jest to, że ona ma całkowite prawo być wściekła. Aladyn nakłamał jej w żywe oczy i to bez konkretnego powodu. Czy naprawdę to ona powinna lecieć do niego w podskokach i jeszcze uciszać, kiedy ten próbuje ją przeprosić?

I jeszcze mój ulubiony wers z wersji polskiej:

"Wieczory sam na sam. Wszystko za nie dam."

Nawet godność własną.




Przyjrzyjmy się teraz może jednemu z czarnych bohaterów. Poznajemy Abismala już w pierwszej scenie jako herszta bandy rozbójników. Widzimy, że jest bardzo chciwy, ale jednocześnie niezwykle głupi (chce zagarnąć dla siebie prawie cały łup, a swoim ziomkom daje na osłodę jedynie małą sakiewkę do podziału). Im dłużej się nad tym zastanawiam tym bardziej nieprawdopodobne jest dla mnie jak taki kretyn i życiowa ofiara zyskała taką pozycję. Moim zdaniem nawet bycie chłopcem na posyłki mogłoby przerosnąć jego możliwości. Ale jeśli w jakiś sposób już nim został (odziedziczył stanowisko po ojcu???) to jakim cudem utrzymał przy sobie tych ludzi? I jak udało mu się uchodzić z życiem? Przecież już od pierwszych chwil widać, że banda go nienawidzi i życzy mu śmierci. Co ich powstrzymuje?! Zresztą nawet nie musieli tak koniecznie go zabijać. Wystarczyło po prostu go poturbować, odebrać skarby i wykopać z kryjówki.
Oto jedna ze scen, w której dokładnie widać relacje między tymi ludźmi. Są tu też zawarte chyba najzabawniejsze wypowiedzi (oczywiście padają z ust rozbójników).


Jednak, by pasować do historii Abismal nie mógł być inny. Bowiem po znalezieniu lampy Dżafara bez problemu stał się jego marionetką.

I tu dochodzimy do prawdziwego czarnego charakteru w tej animacji. Dżafar, teraz jako potężny dżin marzy tylko o tym, by zemścić się na Aladynie. Wykorzystuje Abismala, by dostać się do Agrabahu i wprowadzić swój niecny plan w życie.
1)      Zmusza Jago, by ten wywabił Sułtana i Aladyna w umówione miejsce.
2)      Obezwładnia Dżina, który najwyraźniej na wolności nie jest już tak potężny jak dotychczas (choć i tak wydaje mi się, że Dżafar, nie powinien mieć większej mocy od kogoś, od kogo ją otrzymał).
3)      Razem z Abismalem atakuje Ala i Sułtana. Aladyna zostawia bez przytomności. Sułtana ukrywa w lochach razem z Dżasminą, Dżinem, Abu i Dywanem.
4)      Wrabia Aladyna w morderstwo Sułtana za pomocą jego podartej czapki i sztyletu w komnacie Aladyna.
5)      Pod postacią Dżasminy wierzy w te absurdalne dowody i skazuje Aladyna na śmierć (który po odzyskaniu przytomności, od razu udaje się do pałacu, by poinformować o porwaniu Sułtana. Oczywiście nikt mu nie wierzy).
Plan choć trochę dziwny udał się doskonale. I tylko jednej rzeczy Dżafar nie przewidział. Że osobnik, który robił zawsze wszystko tylko dla własnej korzyści, tym razem uczyni coś dobrego. Myślał, że dobrze zna swojego dotychczasowego wspólnika, nawet powiedział mu: "jesteś idealnie przewidywalny. Zepsuty do szpiku kości."

A teraz pora na pozytywny aspekt tego filmu. Jago. Jest to dla mnie najmniej denerwująca i najbardziej wiarygodna postać. Jego działania są poparte odpowiednimi motywacjami. Jego przemiana też nie bierze się znikąd – ujął go fakt, że Aladyn wstawił się za nim, ryzykując własną skórę – i nie jest natychmiastowa. Czuje się źle, kiedy wystawia Aladyna Dżafarowi, ale robi to głównie ze strachu, a przy najbliższej okazji uwalnia Dżina, by naprawić błędy. Ale nawet wtedy nie staje się kryształowym bohaterem. Kiedy wszyscy ruszają by powstrzymać Dżafara, poprzez zniszczenie jego lampy (to najwidoczniej zabija dżiny), on sam stwierdza, że zrobił dość i nie będzie się narażał. To bardzo pasuje do tej właśnie postaci. I mimo, że jednak wraca i to on strąca lampę do lawy, to i tak w końcówce filmu cieszy się, że jako bohater może pławić się w luksusie! Chyba tylko dla niego można jakoś przetrwać przez ten film. Mam nawet wrażenie, że został on stworzony między innymi po to, by wprowadzić Jago na powrót do fabuły, bo szkoda było rezygnować z takiej postaci!

To chyba wszystko jeśli chodzi o bohaterów. Reszta nawet jeśli różniła się od swoich pierwowzorów, to nie rażąco, więc nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Teraz przechodzimy do elementu, który od pierwszych sekund sprawił, że nigdy nie polubię „Powrotu Dżafara”. A mianowicie jest to sposób animacji.
Pierwsza część powstała w 1992 roku. Wyreżyserowana przez Rona Clementsa i Johna Muskera. I choć fabuła sama w sobie może być nieco naiwna, czy miejscami mało prawdopodobna, to wszystkie inne walory rekompensują całkowicie błędy. Muzyka stworzona przez Alana Menkena doczekała się dwóch Oscarów (za muzykę i piosenkę „A whole new world”). Rysunek sam w sobie jest naprawdę piękny (przynajmniej według moich standardów), dopracowany, a kolory żywe.
Trzecią część, "Alladyn i król złodziei" z 1996 roku, reżyserował Tad Stones.  Jest to również świetna bajka o ciekawej historii i ładnej animacji.
A pomiędzy nimi mamy "Powrót Dżafara" z 1994 roku (reżyseria Tad Stones, Toby Shelton, Alan Zaslove). W ciągu dwóch lat animacja z wspaniałej stała się płaska i bez wyrazu. Kolory są blade. Z resztą, wystarczy spojrzeć. Oto kilka przykładów, w których można porównać elementy części pierwszej i drugiej. 














oni na serio byli przekonani, że narysowali TAKI SAM dywan?






Ta animacja wygląda jakby była zrobiona na chybcika. Jakby twórcy bali się, że nie zdążą nim zbytnio zmaleje zainteresowanie Aladynem. A może, skoro był to pierwszy film skierowany od razu do produkcji wideo, stwierdzili, że szkoda na to najlepszych animatorów? Być może uznali, że dzieci i tak nie odczują różnicy? Cóż, jak dla mnie każdy z tych prawdopodobnych powodów świadczy tylko o jednym – twórcy mieli odbiorców zwyczajnie gdzieś.

Podobnie jest z fabułą. Choć nad scenariuszem pracowało całkiem sporo osób (Mirith J. Colao, Kevin Campbell, Steve Roberts, Dey Ross, Brian Swenlin, Bill Motz, Bob Roth, Jan Strnad), to jednak jest on niedopracowany. Konflikty pojawiają się, by już w następnej chwili zniknąć. Ostateczna walka jest... rozczarowująca. Skoro już Dżin wpadł na pomysł, by odwrócić uwagę Dżafara poprzez przybranie postaci Ala, to dlaczego zrezygnował z tego tak szybko? Czemu nie poczekał chociaż do momentu, w którym prawdziwy Aladyn chociaż dotrze do lampy? Pomijając już fakt, że w ogóle nie mieli pomysłu na to w jaki sposób tę lampę zniszczyć. Samo złapanie jej w ręce raczej, by nie pomogło. Potem następuje jakże wygodne znokautowanie Dżina. Czy coś takiego w ogóle jest możliwe? Przecież to duch o prawie nieograniczonej, magicznej mocy! W jaki sposób mógłby stracić przytomność?! No, ale było to niezbędne, by to Jago mógł ostatecznie pokonać Dżafara.
Niestety mimo ciekawego wątku przemiany duchowej papugi, właściwie cały film jest koszmarnie nudny. Za każdym razem kiedy go oglądałam nie mogłam spokojnie dotrwać do końca, mimo, że trwa jedynie 66 minut.

Jeśli chodzi o obsadę, to skupię się na wersji amerykańskiej. Główni bohaterowie pozostali tu bez zmian. Jedynie wokalne partie Dżasminy wykonywała Liz Callaway, a nie Lea Salonga. Istotniejszą zmianą było obsadzenie roli Dżina. Tutaj głosu użyczał mu Dan Castellaneta, a nie Robin Williams. I choć brzmi podobnie, to jednak nie jest to dokładnie to samo.

Za muzykę odpowiedzialny był Mart Watters, chociaż użyto również ścieżek dźwiękowych z poprzedniej części, napisanych przez Alana Menkena. Powiedzmy, że piosenki są, przeciętne. Nie są okropne, ale w porównaniu do, na przykład „A whole new world” wypadają nadzwyczaj słabo.

Podsumowując, ten film jest zwyczajnie nieinteresujący. A jeśli przejmujecie się takim drobiazgiem jak zgodność charakterów bohaterów z pierwowzorem, to może wzbudzić wiele negatywnych emocji. Twórcy traktują swoją publiczność niezwykle protekcjonalnie. Może gdyby chociaż fabuła była wciągająca, to z pewnością nie zwróciłabym uwagi na wady w animacji. W tej sytuacji jednak, nie było na czym innym skupić uwagi.

Moim skromnym zdaniem ten film jest dla nikogo. Najlepiej trzymajcie się od niego z daleka.